Pilaten Shea Hand Cream - mój pierwszy krem z Chin!
18
Pielęgnacja
Tak jak koreańskich i japońskich kosmetyków używam już od dawna, i myślę, że jestem dość obeznana w temacie, tak z chińskimi prawie w ogóle nie miałam do tej pory styczności. Nie żebym ich unikała - o czego przecież nie mam powodu - po prostu mam wrażenie, że nie znajdowało się wśród tych dostępnych nic, co zwróciłoby moją uwagę.
Ostatnio jednak na półce jednego ze sklepów zauważyłam Krem do rąk z masłem Shea od Pilaten i postanowiłam spróbować. W końcu jeśli się nie spróbuje, nigdy nie dowie się jakie to jest, tak? :)
Opakowanie jest urocze, doceniam zwłaszcza zakrętkę, gdyż naprawdę uwielbiam taki jej kształt! Uważam jednak, że o wiele lepiej by się prezentowało, gdyby srebrny zamienić na jakiś inny jasny kolor. Może to tylko moje osobiste odczucie, ale patrząc na nie, kojarzy mi się z maścią, lub innym lekiem, a nie kremem do rąk...
Zapach jest przyjemny, delikatny i czuć, że jest naturalny, jednak to konsystencja kremu mnie zachwyciła. Jest bardzo lekka i w połączeniu z nieco przezroczystą barwą tworzy efekt, dzięki któremu naprawdę bardzo przyjemnie smaruje się kremem. Wchłania się praktycznie od razu, pozostawiając jedynie miłe uczucie miękkości :)
Od momentu zakupu używam go już ok. 2 tygodni i choć nie sprawdza się aż tak dobrze, jak mój kochany Lazy&Joy Custard Hand Cream (O którym więcej pisałam tutaj), muszę przyznać, że faktycznie działa :)
Dłonie są nawilżone, miękkie i przyjemne w dotyku, a w dodatku ślicznie pachną! Dzięki szybkiemu wchłanianiu, zapachowi i konsystencji mogłabym używać go dosłownie bez przerwy. Połączenie go, wraz z działaniem Lazy&Joy byłoby moim ideałem kremu do rąk!
Mimo, że to jeden z moich pierwszych kosmetyków z Chin, mogę wam go szczerze polecić, bo myślę, że naprawdę warto w niego zainwestować. Jestem zachwycona :)
Może zainteresuje cię też:
TOP 5 koreańskich kosmetyków
Majowe odświeżenie, czyli tonik i balsam do ust od Resibo
Jak stosować maski w płachcie?
Jak szybko opanować nowy alfabet?
Tradycyjne azjatyckie stroje - hanbok, kimono, qipao
Ostatnio jednak na półce jednego ze sklepów zauważyłam Krem do rąk z masłem Shea od Pilaten i postanowiłam spróbować. W końcu jeśli się nie spróbuje, nigdy nie dowie się jakie to jest, tak? :)
Opakowanie jest urocze, doceniam zwłaszcza zakrętkę, gdyż naprawdę uwielbiam taki jej kształt! Uważam jednak, że o wiele lepiej by się prezentowało, gdyby srebrny zamienić na jakiś inny jasny kolor. Może to tylko moje osobiste odczucie, ale patrząc na nie, kojarzy mi się z maścią, lub innym lekiem, a nie kremem do rąk...
Zapach jest przyjemny, delikatny i czuć, że jest naturalny, jednak to konsystencja kremu mnie zachwyciła. Jest bardzo lekka i w połączeniu z nieco przezroczystą barwą tworzy efekt, dzięki któremu naprawdę bardzo przyjemnie smaruje się kremem. Wchłania się praktycznie od razu, pozostawiając jedynie miłe uczucie miękkości :)
Od momentu zakupu używam go już ok. 2 tygodni i choć nie sprawdza się aż tak dobrze, jak mój kochany Lazy&Joy Custard Hand Cream (O którym więcej pisałam tutaj), muszę przyznać, że faktycznie działa :)
Dłonie są nawilżone, miękkie i przyjemne w dotyku, a w dodatku ślicznie pachną! Dzięki szybkiemu wchłanianiu, zapachowi i konsystencji mogłabym używać go dosłownie bez przerwy. Połączenie go, wraz z działaniem Lazy&Joy byłoby moim ideałem kremu do rąk!
Mimo, że to jeden z moich pierwszych kosmetyków z Chin, mogę wam go szczerze polecić, bo myślę, że naprawdę warto w niego zainwestować. Jestem zachwycona :)
Może zainteresuje cię też:
TOP 5 koreańskich kosmetyków
Majowe odświeżenie, czyli tonik i balsam do ust od Resibo
Jak stosować maski w płachcie?
Jak szybko opanować nowy alfabet?
Tradycyjne azjatyckie stroje - hanbok, kimono, qipao
U mnie chińskie kosmetyki raczej nie przechodzą - jest tam wymóg testowania na zwierzętach, a to moje główne kryterium :D
OdpowiedzUsuńJa też bardzo zwracam na to uwagę, ale chciałam spróbować i postanowiłam tym razem się tym nie przejmować... :)
UsuńKremik do rąk jeszcze bym przygarnęła, natomiast innych produktów tej marki odrobinę się boję - szczególnie tego zdzieraka do wągrów ;)
OdpowiedzUsuńI właśnie dlatego zaczęłam od kremu ;)
UsuńSłyszałam o tej marce i przetestowalabym ich kosmetyki
OdpowiedzUsuńW takim razie warto :)
UsuńZaciekawiłaś mnie mocno. O koreańskich czy japońskich kosmetykach słyszałam i miałam nawet kilka ale chińskie?!
OdpowiedzUsuńNo właśnie!
UsuńMuszę się im przyjrzeć i zobaczyć, co jest dostępne w Wietnamie. :)
OdpowiedzUsuńW Wietnamie? Oo :D
UsuńOooo proszę, może wypróbuję :)
OdpowiedzUsuń:)
UsuńNigdy nie próbowałam Chińskich czy Koreańskich kosmetyków , ale z chęcią to zrobię! :)
OdpowiedzUsuńW takim razie na początek polecam koreańskie, są znacznie łatwiej dostępne, a działanie mają chyba jeszcze lepsze :)
UsuńJa od niedawna interesuje się ogólnie azjatyckimi kosmetykami, ale jeszcze nie miałam przyjemności testować, żadnego produktu chińskiego (chyba, że o tym nie wiedziałam)
OdpowiedzUsuńZaobserwowałam Cię i będę tutaj często wpadać, ze względu na tematykę bloga
Zapraszam także do mnie
http://akilegna-kib.blogspot.com/2018/05/a-lot-of-new-cosmetics-ie-22-promotion.html
Bardzo mi miło, na pewno zajrzę też do ciebie! :)
UsuńNie miałam okazji stosować produktu, jednak chińskie kosmetyki znam i używam :)
OdpowiedzUsuńPolecisz coś? ;p
Usuń